Strona:Pisma wierszem i prozą Kajetana Węgierskiego.djvu/68

Ta strona została przepisana.

Uszy na nie zatyka, nic go tu nie łechce,
Szumnych uciech warszawskich poznać nawet nie chce.
I kiedy Dafnis serce niosąc w upominki,
Od brunetki przenosi gust swój do blondynki,
Intrygami miłości bawi się ustawnie,
Kryć musi skłonność swoją, nie chce kochać jawnie,
Żyje brzydko od pięknéj niekochany żony,
Od metresy, dla któréj ją rzucił, zwiedziony,
Porzuca miłą Egle dla Kloryndy płochéj,
Cierpieć musi ustawne wymówki i fochy;
Błażej silny i zdrowy, daleko wierniejszy,
Powraca do swéj Kasi coraz miłośniejszy,
Zawsze ją równie wierną i piękną zastaje,
Podarki jéj, choć proste, szczerém sercem daje.

Nie trzeba mu na kredyt żebrać u Richarda[1]
Fraszek, na których widok, cnota z razu harda
Kobietek naszych, musi ustąpić powoli;
Błażéj czém inném serce swéj Kasi zniewoli.

Z rozpostartemi orzeł, król ptaków, skrzydłami,
Łączy się z swą orlicą aż pod obłokami;
Na łące, po nad brzegiem przejrzystéj krynicy,
Rycząc, chce się podobać buhaj jałowicy.
Tu przyjemném śpiewaniem, za powotem wiosny,
Swą kochankę chce zwabić słowiczek radosny,
Brzęcząc z swą się połową łączy muszka drobna,
Każdy robaczek szuka swéj pary z osobna,
Kontent z swojego losu, nic nie jest troskliwy,
Czy który rodzaj więcéj od niego szczęśliwy.
Losowi memu szczęścia przez to nie ubywa,
Że ktoś tam w większe niż ja rozkosze o pływa.


  1. Kupca na Krakowskiém Przedmieściu.