Strona:Pisma zbiorowe Józefa Piłsudskiego T04.djvu/24

Ta strona została przepisana.

pułku kozaków dońskich. Jeńcy zgodnie meldowali, że do Nowego Sącza nadeszły nowe siły piechoty: wobec tego uważałem za niemożliwe większymi siłami przekraczać Dunajec, a zdecydowałem się ograniczyć do demonstracji przez ostrzeliwanie północnych i zachodnich wyjść z Nowego Sącza. Skoro o godz. 3 osiągnąłem wzgórze 368, wyraźnie słyszałem silny ruch wozów na szosie Nowy Sącz—Dąbrowa. Artyleria natychmiast otwarła ogień w tych samych kierunkach i skoro vis à vis Rdziostowa ukazała się kolumna taborowa, osłona otworzyła na nią ogień salwami. Wozy skutkiem tego na całej przestrzeni szosy stanęły. Ogień trwał do godziny 6. O tej godzinie jednak musiałem ściągnąć artylerię, bo cała droga Rdziostów-Marcinkowice w stosunku do drugiego brzegu Dunajca była bardzo eksponowaną.
O godz. 7 przesunąłem kawalerię z Marcinkowic w kierunku na Dąbrowę. Kawaleria natknęła się obok Dąbrowy na drugą kolumnę wozów i jedną odprzodkowaną baterię konną. Tak baterię jak i kolumnę trenową kawaleria ostrzelała silnym ogniem karabinowym, jednak pod naciskiem piechoty, która przyszła na pomoc trenowi musiała się wycofać i pod silnym ogniem nieprzyjaciela przekroczyć Dunajec, przy czym straciła 12 koni i 6 ludzi.
W tym czasie atak nieprzyjacielski na Marcinkowice zaznaczył się wyraźnie w dwu kierunkach: od południa (Rdziostów) i od wschodu (Kurów). Z pierwszego kierunku szły dwie kompanie piechoty w gęstych liniach tyralierskich, z drugiego także dwie kompanie wsparte 4 działami.
Ponieważ stanowisko moje w Marcinkowicach w stosunku do Kaniny uznałem za wysunięte zanadto naprzód — ściągnąłem straż przednią do Klęczan, gdzie stało gros moich sił. Z chwilą przybycia do Klęczan otrzymałem dyspozycję przewidującą pójście naprzód wszystkich oddziałów na Nowy Sącz. Na skutek tego poleciłem wszystkim w mojej dyspozycji będącym siłom iść naprzód w kierunku Marcinkowice—Rdziostów. Rozwinięcie odbyło się pod silnym ogniem artylerii i kilku karabinów maszynowych nieprzyjaciela, ale ułatwione ogniem własnej górskiej baterii 3 pod dowództwem por. Meisnera, który dzielnie zajął stanowisko prawie na równej wysokości z ogniową linią piechoty i do ostatniej chwili utrzymał się.
Utrzymanie się na stanowisku okazało się wkrótce niemożliwym, z uwag na to, że około godz. 3 przed południem nasza piechota dostała się pod silny ogień piechoty, dział i karabinów maszynowych nie tylko z prawego skrzydła od strony