Strona:Pl Historja kołka w płocie.djvu/021

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ TRZECI.
Nieco o sąsiadce sośninie.

Sosenka ta była bardzo nieszczęśliwą istotą...
Przed kilkudziesięciu laty gwałtowny wicher przyniósł tu jej nasionko z dalekiego boru, na ziemię żyźniejszą, ale wśród obcych.
Dokoła w lasach Dębina nie było ani jednej sosny od niepamiętnych czasów, samiuteńka tu wyrosnąć musiała na wygnaniu, walcząc z gruntem, który jej soków pożywnych udzielać nie chciał, otoczona drzewy, które jej nie rozumiały, bez przyjaciół i krewnych. Natury całkiem różnej od tych co z nią rośli razem, sosna miała wiele do przecierpienia, a gdy pierwszej zimy liście jej szpilkowate nie opadły, brzoza, osiczyna, nawet drobne krzaki leszczyny, rady sobie dać nie mogły, tak się z niej przedrwiwały. Oswojono się z nią wprawdzie powoli, ale zawsze uważano za przybłędę i jakąś podlejszą istotę. Szum jej raził uszy sąsiadów, którzy go znieść nie mogli, zapach powietrze im zatruwał, kształt nawet i barwa ich raziła.
— Że też to nikt nie wytnie! — wołała brzoza.
— Że też to żaden wiatr nie złamie — mówiła osiczyna.
Jaśniej przewidująca lipa, staruszka, dawne pamiętająca czasy, dodawała swoje uwagi.
— Ona jedna, to nic jeszcze — szeptała — ale na tem nie koniec; wiemy sposób w jaki się one wkradają... wiatr przyniesie ździebełko jedno, wyrośnie, zacznie się w szyszki stroić, potem gubić je po ziemi, aż patrzcie, jakby cudem wytykają się młode choinki, gęstym zastępem stają i głuszą naszą rodzinę i roz-