chodzą się po lesie i za lat sto my musiemy uciekać lub prosić o pozwolenie zostania u siebie.
Ta uwaga lipy przyjętą została ze strachem przez całe zarośle i skutkiem jej pilnowano bacznie, żeby nigdzie młoda sośninka nie puściła. Zaledwie się ukazał wypustek maleńki, natychmiast go głuszono, jedni strząsali nań liście, drudzy podeń puszczali korzenie, tak, że potomstwo sośninki wybić się na świat nie mogło i ona sama jedna stała sobie sierotą.
W tej samotności zmuszona żyć z niebem, na które patrzała i powietrzem, co ją otaczało, w ciszy głębokiej przysłuchiwała się, czy nie dojdzie ją szum dalekich borów i głos braci, którym tak wesoło było rosnąć kupą i wzajemnie się podpierać... ale rzadko zaleciała ją pieśń bratnia, pomnażająca tęsknotę.
Nie miała nawet tej pociechy, by ziarna jej powrócić kiedy mogły ku borom rodzinnym, bo las był gęsty i nieprzepartą wichrom stawiał tamę, a zielska okrywały szyszki gdy spadły, nie tak jak w sosnowych puszczach, gdzie ledwie trawka rośnie i przyjazna im czernica, a gładkie i wysokie pnie swobodnie wiatrom szumieć dają i daleko ziarna roznosić...
Nie tylko drzewa były w nieprzyjaźni z sosną, ale zielska nawet krzywo na nią patrzały. Spadające z niej igły przysypywały ziemię, tak, że tamowały wzrost wszystkiego, prócz trawy; ciemierzyce więc, staroduby, jaskry leśne i inna gawiedź, nie mogąca sosny dostąpić i zmuszona trzymać się opodal, ostatniemi ją słowy łajały. Nie było nikogo znajomego, wszyscy obcy, nawet trawa inna, a co żyło, nieprzyjacielem. Ptaki, lasu mieszkańce, nie przywykłe gnieździć się w gałęziach ostremi igłami pokrytych, z pogardą także omijały drzewo niemiłe, i wraz z całym lasem go przeklinały. Słowem, było to życie ciężkie i nieosłodzone niczem; niby to żyźniejsza ziemia nagradzała nieco to wygnanie, ale sośnina przy tylu zmartwieniach ciągłych nie przywykła do pożywienia nowego, dostała rachityzmu i widocznie chorowała.
Dąbczak młody, któremu także nie bardzo było we-
Strona:Pl Historja kołka w płocie.djvu/022
Ta strona została uwierzytelniona.