Jakoś to będzie!
O tem przysłowiu, bynajmniej nie ujmując innym, równie znakomitym, możnaby całą książkę napisać; spodziewam się wdzięczności moich czytelników, gdy zamiast obszernej rozprawy dam im tylko króciuchne epitome.
Żadnego u nas z licznych przysłów, pozostałych z przeszłych wieków i utworzonych za naszych czasów, obficiej na wszelkie wypadki nie używają nad to fatalistyczne: — Jakoś to będzie! — Czy idzie o fraszkę, czy o rzecz największej wagi, długie rozmysły i zaciekania kończą się zawsze tem nieszczęsnem:
— Jakoś to będzie!
Nic lepiej nie maluje fatalizmu, w który popadliśmy przez lenistwo umysłowe i wszelakie inne, nad to wiekuiste: — Jakoś to będzie. — Jak będzie i kiedy i przez kogo, nie wiemy, ale nas pociesza, że jakoś to będzie.
Pięknie to bardzo mieć ufność w Bogu i Opatrzności, ale spuścić się na jakoś, na coś, na przypadek, jest to zrzec się rozumu, woli i kierunku życia.
— Panie Jacenty! — wołamy — literatura upada, czemu jej nie podtrzymujecie? macie obowiązek ją wspierać, języka sprawa to sprawa życia... cóż jeśli z waszej winy przegraną zostanie?
Pan Jacenty na to z krwią zimną:
— Dajcież mi pokój! jakoś to będzie!
— Panie Pietrze — mówi ktoś inny — kościół się wali, księża chleba nie mają, seminarja potrzebują pomocy, szpitalów proszą ubodzy, szkółek lud czeka... ruszajcie się, pomóżcie, obmyślcie, róbcie coś przecie...