Strona:Pl Historja kołka w płocie.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

waty, dodaje drugi, istotnie pijak i burda, mówi trzeci, próżniak i dziwak, woła inny — ale taki poczciwy! taki poczciwy!!!
Poczciwość tego rodzaju często się bardzo ogranicza ochotnym stawaniem do kielicha, podawaniem dłoni nie zbyt czystym uściskom, tolerowaniem cudzych błędów i dobrodusznością, która zakrawa na głupotę... zawsze to jednak poczciwość...
Moi panowie Rogalewicze głosem całego powiatu uznani byli za strasznie poczciwych, wprawdzie nie tylko prochu, ale kołnierza futrzanego do kurtki myśliwskiej by nie wymyślili we dwóch, wszakże lubiono ich powszechnie i mówiono o młodszym, że nie bardzo nawet głupi...
Oba naturalnie poczytywali sobie za najświętszy obowiązek nic nie robić... Marszałek dnie swojego żywota regularnie spędzał w sposób następujący:
Wstawał z łóżka około dziewiątej, wdziewał pantofle na bose nogi i z fajką zasiadał w zimie pod piecem, latem u okna, na medytacji głębokiej i przerywanej gawędzie z przechodzącemi, spędzając kilka godzin do drugiego śniadania. Często tak łapał pokojówkę idącą z żelazkiem do prasowania, lub chłopca ze szczotką i rozpocząwszy z niemi rozmowę, godzinę całą nią się zabawiał, wyciągając zapewne wnioski filozoficzne z naiwnych odpowiedzi... Jeżeli potem trafił się sąsiad, grywano zaraz wista, aby czasu nie tracić, przekąsywano około południa, siadano do stołu o pierwszej, a kuchnia była smaczna i obfita. Po obiedzie, oczewiście strawność wymagała spoczynku, nie ruszał się więc i strzegł zajmować umysłu do herbaty, którą orzeźwiony, ciągnął dalej grę lub głębokie zamyślenie do wieczerzy. Trafiało się, że ekonom przychodził zasięgnąć rady jego, lub oznajmić, że rozkaz został spełniony, wtedy marszałek pił z nim kieliszek wódki i nie długo pogawędziwszy o gospodarstwie, odprawiał...
Następowała wieczerza, wist iterum, jeśli było z kim grać, lub kabała i rozmowa o powiatowych dziejach, a około jedenastej usypiano we dworze, pilnując ściśle