lada hetkę córki nie wyda. Życie jej płynęło cicho ale smutnie, jednostajnie, powoli, a kwieciły je nadzieje i sny o kimś, o czemś, o tych królewiczach z za morza jak w bajce... Więc się śpiewało, śniło, czytało trochę, marzyło, a gdy nie wiele miała do czynienia, powracało się do ulubionych książek kilku i z nich dosnuwało co życiu brakło.
Ojciec i bracia kochali Adelaidę bardzo, ale ją widywali rzadko i w jej towarzystwie nie znajdowali przyjemności. A trochę się surowych obawiali sądów.
Marszałek siedząc pod piecem i poglądając na krzątającą się córkę dziwił się czasem, dla czego dotąd się jej nikt nie trafił, ale się tem pocieszał, że i jemu taka gospodyni była potrzebną.
— Na wszystko jest czas — mówił — jeszcze młoda, znajdzie się kupiec i na ten towar...