Strona:Pl Historja kołka w płocie.djvu/062

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Trochę o kołku, i o ludziach trochę

Dąbczak tymczasem wciąż sobie podrastał spokojny, z każdym rokiem nabierając siły bezpieczniejszym się czuł od sąsiadów, burzy i siekiery nawet, która go musiała szanować, bo z niego jeszcze nie mogła sobie obiecywać korzyści.
Wicher mu nie był straszny, gdyż giętka latorośl chyliła się do ziemi i w górę wracała wesoło, chwasty jej zagłuszyć nie zdołały... przyszłość obiecywała się długą i świetną... dąbczak marzył o wiekach długich i rozsianiu do koła swojego rodu. Nawet zazdrośne pniaczki okoliczne patrzały nań z uszanowaniem, jakie wzbudza siła i wiara w przyszłość. Zrazu niewidoczny wśród gęstwiny, wybił się nasz bohater nad poziome tarna i krzewy, tak że zwrócił uwagę Charitona i co dziwniejsza podobał się roztargnionemu Sacharowi, który tam często przychodził. Przyznacie mi, że w lesie, aby oczy ludzkie ściągnąć na siebie i wyróżnić się z tłumu, przynajmniej tyle potrzeba zręczności i zasługi co na naszym świecie. Kto wie nawet, czy przykutemu do miejsca drzewu nie trudniej dobić się pewnego znaczenia niż kancelarzyście bez protekcji wyjść na Radcę Stanu? Dąbczak wszakże był tak piękny, tak obiecujący, tak żwawy i silny, że nietylko Chariton go zobaczywszy naznaczył sobie w pamięci, ale Sachar, często przebywający w lesie, polubił tę latorośl bujną i w chwili weselszej ręką go własną oczyścił w około od otaczających niemiłych sąsiadów.
— Co też to z ciebie będzie? rzekł w sobie obłamując tarna — belka na okręt? czy klepka do beczki, socha do stodoły chłopskiej, czy tram do pańskiego