jechania do lasu dla przywiezienia kołków i chrustu.
Między tymi dziesięcią mieścił się znajomy nam Chariton Pakuła, którego podobno dla tego z chaty oddalić chciano, aby łatwej dostać syna przeznaczonego na żołnierza... ale ten już powoli w szeroki świat wędrował.
W chwili więc kiedy w lesie jak najmniej się spodziewano siekiery, pogodnym rankiem letnim, dziesięciu ludzi zbrojnych w nie wjechali, w głębokie ostępy i rozpoczęli rzeź okrutną młodzieniaszków niewinnych.
Nasz Pakuła pomiarkował, że nieźleby było zarazem sobie łąkę oczyścić, i udał się na swoją smugę, przypominając, że na niej nieco kołków znaleźć się może.
Słońce świeciło jasno, wiater powiewał ciepły, liście drzew w cieniu okrywała jeszcze rosa perlista, i maluczkie pączki otwierały się do życia gdy nagle, wśród ciszy szmerem tylko rozmawiających przerywanej gałęzi, rozlegał się złowrogi łoskot siekiery i chrzęst padających drzewek.
Chariton zamyślony przeszedł łączkę swoją, rzucił okiem po drzewinach puszczających się na jej skrajach i postrzegłszy dąbczaka wesoło strzelającego w górę a już przyzwoitej grubości na kół w płocie, nie czekając ciął go od ziemi i dwoma razami obalił. Wypadek ten, niszczący wieków nadzieje w zarodku, stał się tak nagle, przyszedł tak niespodzianie, że biedny dąbek nie poczuł prawie boleści, gdy się ujrzał z żywej istoty przemienionym na martwy kawał drewna.
Co się z nim działo w chwili gdy gałązki jego dotknęły traw i liście drgnęły poszarpane... nie wiem... ale zdaje mi się, że to coś było podobnego do konania.
Inaczej wszakże dzieje się z drzewem niż z nami: z człowieka wybiega dusza, wylatuje duch, ostyga ciało i wszystko się kończy w jednem oka mgnieniu; drzewo ścięte przestaje rosnąć, ale czuć i chorobliwie biednie konać nie przestaje, póki się w próchno nie roz-
Strona:Pl Historja kołka w płocie.djvu/068
Ta strona została uwierzytelniona.