O bohaterze i jego losach, — wracamy do rzeczy.
Kij nasz stał nieporuszony w miejscu... i dumał o lesie, z którego został wyrwany, o dawnem życiu i ściętych siekierą nadziejach.
Towarzysze jego zdawali się wcale swemu losowi radzi, i nie pojmowali, dla czego on tak smutną miał minę... Kołek wierzbowy zaraz pierwszego roku puścił korzonki w ziemię i gałązki do góry, wprawdzie ścięto je wprędce, ale szaławiła na nowe się zebrał i drwił sobie z człowieka, wiedząc że tamtemu pewnie prędzej się sprzykrzy ścinać, niż jemu puszczać gałązki... Pochlebiał sobie nawet, że z czasem, gdy płot runie cały, on na poważną rosochatą wierzbę wyrośnie...
Próbowały tej samej sztuki inne kije i gałęzie, ale nie mając wytrwałości wierzby i po pierwszem wystrzeleniu tracąc wszystką siłę, schły potem nieboraki. Jednak i uschłe nie znajdowały, by im znowu tak bardzo źle być miało na świecie.
— Pytam się, czego ty u licha chcieć możesz? — mawiał kołek leszczynowy do dębowego sąsiada — zawsze jednak skończyć było potrzeba, czy od wichru, czy od żelaza, czy od ognia... Stoisz sobie w miejscu czystem, patrzysz na pole, chrust trochę boki ściska, ale wyschnie i upadnie, w ziemię jesteś wbity, ale leżąc byś zgnił... towarzyszów masz dosyć, pogadać z kim jest... czego dalej żądać? Nie grubiejesz i nie rośniesz, prawda! Ale małoż to kłopotu co wiosny puszczać te liście, które potem drwiąc z ciebie, same sobie żyją jak im przyjdzie do głowy i z lada wiatrem lecą? Prosisz słońca, pragniesz deszczu, boisz się wiatru, a tu niech się dzieje co chce... wszystko ci już jedno... nie masz