Zarodek, gdy się poczuje w swojem miejscu, natychmiast się rozposaża, czepia, chwyta i rozpoczyna gospodarstwo... Takim sposobem do naszych kołków w płocie napłynęli wprędce nieproszeni goście, czerwona pleśń, siwy mech, porosty żółte, robaczków moc nieskończona i takie nawet istoty, na które nam braknie okularów i nazwiska.
Niczym świat nasz widomy obok tego niedojrzanego pandemonium, w którem miliony istot, wprawdzie niezbyt wykwintnem ale dobrem sobie życiem żyją... Naprzód, niezmiernie im mało do tego potrzeba; powtóre, mieniają się co mgnienie oka jedne z drugich powstając, a miejsca prawie jak żadnego nie zajmując i milion ich w setnej części kropli łzy ludzkiej wygodnie się obraca...
Nie zupełnie pewien jestem tego statystycznego rachunku, ale kiedy na ziemi zaludnienie mili kwadratowej środkowej Europy dotąd z pewnością oznaczonem nie zostało, nie możecie mieć do mnie żalu jeślim się i ja omylił.
Dosyć że tych stworzeń ćma jest i liczba niewyliczona... a rozmaitość taka, że tam ojciec do syna ani matka do córki nie podobni wcale (co i u nas się trafia) a często z wieloryba rodzi się wąż i z okrąglaka spiczaste potomstwo...
Szczęście to wielkie, że człowiek tego skrytego świata nie zna wcale i w tajemnicze urządzenie jego się nie wdaje, boby kropli wody nie wziął w usta i kawałka chleba nie spożył spokojnie. Z tych to istot niepostrzeżonych falangą przyszły na nasze kołki cierpienia niespodziewane... Z początku plamki się porobiły na korze jak gwiazdki malutkie, ale dalej, dalej jęły się szerzyć, rozrastać, grubieć i dogryzać do głębi. Mech wysysał soki, robak toczył miazgę, pleśń jadła korę, a gnilec od ziemi i nóg począł swoje dzieło zniszczenia.
I jak wszędzie tałałajstwo to uczepiło się chciwie naprzód najsłabszych kołków... na twarde czekając, żeby je sam czas rozmiękczył i przygotował do łatwiejszego strawienia.
Strona:Pl Historja kołka w płocie.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.