Strona:Pl Historja kołka w płocie.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ SIEDMNASTY.
Zabłąkany znów autor prosi o cierpliwość czytelnika.

Z drugim kołkiem naszym (bo tak mimowolnie chce się nam nazwać Sachara) nie lepiej było jak z tamtym... Stał w swoim płocie, bo ruszyć się nie mógł, ani umiał, i pleśniał i gnił powoli, a ludzie go jak ten chmiel przyjaźnią i nienawiścią oplątali.
Powoli oswojono się z nim i raz uznawszy nie spełna rozumu, obchodzili się jak z głuptaszkiem. Czasem w jego czarne zadumane oczy wbiegł zbłąkany wzrok kobiecy, szukając tam iskierki ognia pod popiołami i prędko wystraszony powracał, jak gosposia co po ogień wpadła do pustej chaty i zastała w niej trumnę tylko... Dziewczęta widziały że śliczny a obawiały się go jak upiora. Miał bowiem minę i milczenie i smutek tej istoty, co z drugiego świata wróciła za pokutę nie w swojem ciele błądzić po ziemi. Pokazywano go sobie zdala palcami, gdy szedł kołując ze spuszczoną głową, nigdy nie wiedząc co czyni i co go otacza.
Ale tak jakoś machinalnie nawykł wedle teorii Matyasza robić co mu kazano i obracać się nie swoją wolą, że choć myśl jego gdzieindziej wędrowała, on sam posłuszny słowu, robił co mu zadano...
We dworze pan go za to znosił, że nigdy nie gadał, pani może, iż jej oczów nie raził, bo był przystojny i miły, panna dla muzyki, którą lubiła; i nie było mu tak bardzo źle, ale to już jak owego kołka w płocie i życiem nazwać trudno.
Czuli wszyscy, że tak zmarnieje, zestarzeje się, zszarza i z tą skrzypką pójdzie kiedyś po żebraninie... on sam inaczej nie myślał, ani prządł pajęczyn na-