sobie to co jej dzień w dzień powtarzała pani Rogalina... i natychmiast dojrzała, że Sachar był trochę szaleniec, a życie z nim niepodobieństwem...
Jednak gdy do niej przychodził pokorny, drżący, biedny, nie śmiejąc nawet dotknąć tej dłoni, która przez lat kilka nawykła w jego rękach spoczywać, gdy zagrał i zaśpiewał, gdy poszeptał temi słowy co serce jej otwarły, biedne dziewczę ze łzą w oku przytulało się do niego i nie wiedziało jak rozstać... jak mu powiedzieć... jak go pożegnać.
Była tam jeszcze na dnie iskierka przywiązania niedogasła, ale dął na nią wiatr mroźny i co chwila malała, tlejąc coraz ciemniej, rozsypując się w popioły.
Naglono ją by dała słowo, i przyrzekła, a jeszcze Sachar nic nie wiedział i marzył i przychodził wieczorem spowiadać się jej ze swoich dum i snów przyszłości. Ona słuchała, ale nic nie odpowiadała; jej z dala śmiał się biały domek folwarczny otoczony bzami i malowany wózek męża przyszłego, którym miała jechać do kościoła, i schludne pokoiki, gdzie jako pani wszechwładna zasiąść miała.
Sachar nic nie mógł więcej obiecywać nad ubogą chatę we wsi, zagon mały i pracę ciężką... a dziewczę trochę było rozpieszczone i mówiło już sobie, że czegoś więcej jest warte.
I stało się tak, co się co dzień do koła nas dzieje, że miłość zwyciężył rozsądek, a Natalka wzięła na palec pierścionek zaręczyn, ale jeszcze unikając Sachara milczała... i niekiedy ciężko jej było pomyśleć, że się z nim rozstanie na zawsze.
Nie miała odwagi nic mu powiedzieć, on nie umiał domyśleć się niczego...
Aż gdy raz późno w noc przybiegł do otwartego okna, w którem dziewczę płakało i marzyło i... dziwne przeczucie nim wstrzęsło.
— Co to jest? — zapytał.
Natalka chciała już skłamać, ale usta jej zadrżały nieme...
Strona:Pl Historja kołka w płocie.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.