usta raźniej się nie śmiały...
Siadł ze skrzypkami na przyźbie w słońcu i grał do wieczora...
Gdy zmierzchło porwał go jakiś niepokój, wstawał kilka razy jak gdyby przyszła dlań pora pójść gdzieś koniecznie, ale się pokręcił po podwórku i został przy chacie...
Lekarz przybyły obejrzał go, potrząsł głową i uznał nieuleczonym.... dodał nawet po cichu, że wyprowadzić go z tego stanu byłoby okrucieństwem... był to pewnie najszczęśliwszy z ludzi...
Nazajutrz i dni następnych nic się już nie zmieniło, chodził po polach, przyprowadzano go do domu, a dziaduś biegał za wnukiem, pilnując go zrazu aby co złego nie robił, potem uspokojony, gdyż Sachar zawsze się wesoło uśmiechał i nic nie myślał złego...
Ludzi witał przyjaźnie, słuchał ich cierpliwie, rzadko słowem odpowiadał, a gdyby nie wiedziano jak do tej błogosławionej spokojnosci przyszedł, można było sądzić że nigdy nie był innym. Połowę dnia grał na skrzypkach, to znowu odpoczywał i dumał.
Ale w końcu ta biedna towarzyszka szaleńca, skrzypka popsuła się i struny jej popękały, smyk się wydarł, kołki pogubiły... Nic to jednak nie przeszkadzało Sacharowi do grania z równym zapałem i ogniem.
Gdy mu kto struny naciągnął, poprawił i wystroił skrzypce, grał tak ślicznie że duszę wyrywał; ale sam nic nie potrafił, i nie słyszał różnicy piosnki wczorajszej od dzisiejszej.
Niekiedy, jakby instynktem jakimś, przypominał sobie dawne życie młode, szukał miejsc kędy na noclegi jeździł, biegł na Pakułowszczyznę pod pień starego dębu i kijki strugał i wyrzynał, rzucając je po drodze...
Gdy się raz przekonano, że nikomu nie był szkodliwym, a sobie nic zrobić nie myślał, puszczono go swobodnie, zostawując jego dziwnemu szczęściu.
We dworze tymczasem chorowała Natalka i gdy wstała z łóżka po długiej słabości a mimowolnie spoj-
Strona:Pl Historja kołka w płocie.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.