— Wziął, to i położy — rzekł pocieszając się...
Tymczasem Sachar nie rzucił go tak prędko, dobył noża, który przy sobie nosił i opatrzywszy główkę kija, począł się koło niej zajmować, usiłując jej nadać kształt jakiś.
— Co teraz to przepadła moja laska! — zawołał Perebendia — ale biedaczysko się choć pobawi...
Sacharowi nie szło łatwo, bo dębina była zaschła i twarda... ale od czasu oszalenia taką miał siłę, że kamień zetrzeć mógł w rękach. Choć nóż więc nie dopisywał, drzewo ustąpić musiało, i Sachar uśmiechając się zwycięzko, wyrobił z nieforemnego guza na podziw osobliwą głowę jakąś tak misternie, że Perebendia wydziwić się jej nie mógł i stał przed nim osłupiały.
Głowa zaprawdę była dziwaczna, ale się śmiała takim serdecznym, zawiesistym śmiechem, rozdartą od ucha do ucha poczwarnie gębą... a raczej paszczą, oczki jej tak się gdzieś w marszczki pochowały głęboko, a całe oblicze tak dziwnie było pofałdowane, że patrząc na nią, samemu śmiać się chciało...
To też i Sachar zrobiwszy to arcydzieło, począł się śmiać na całe gardło, i stary Perebendia spojrzawszy wziął się za boki...
Żeby to miała być twarz ludzka... trudno powiedzieć... nosek na psi zakrawał, uszy miała długie i do góry sterczące, brodą kosmatą niby, a na czole maleńkie różki... stworzenia jednak tego rodzaju w całej okolicy nie było i gdzieby je Sachar mógł widzieć, nie wiadomo.
Ukończywszy struganie, biedny szaleniec postawił znowu kij przy ścianie i już o nim zapomniał, staruszek skradł się do niego, powoli wysunął i pilno za piec schował.
W istocie, z tego nieforemnego kija dąbczak wyszedł prawie na dzieło sztuki... chociaż go obrobiła ręka warjata.... Z iluż to szaleństw rodzą się arcydzieła, a proszę mi pokazać aby jedno, które rozum wystrugał??
Ale wracamy do naszego kołka, dziś już wychodzącego powoli na kij i na laskę... nie prostą laskę, którą
Strona:Pl Historja kołka w płocie.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.