Strona:Pl Historja kołka w płocie.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

lada kto z krzaku wyłamał, ale na wcale ciekawą i rzeźbioną, lepiej może niż te, które nam z Niemiec przychodzą. Stary Perebendia, jak wszyscy starzy, miał już tę zgrzybiałą namiętnostkę chowania i gromadzenia, która się nas czepia właśnie wtedy, gdy najmniej potrzebujemy. Przechował więc robotę Sachara tak, aby jej dzieci nie znalazły, i tylko na niedzielę używał, starając się wierzchołek ukryć w rękawie, by mu tego cacka nie odebrano.
Byłby może długo się niem cieszył, gdyby następnej wiosny nie posłano go do miasteczka z workiem kartofli na plecach dla pilnej grosza potrzeby. Stary szedł półtora dnia, co chwila odpoczywając, aż nareszcie zaszedł na rynek, gdzie stał znowu dobę nim kartofle żydówce przedać potrafił za dwadzieścia groszy. Już miał powracać gdy się opatrzył, że ktoś z otaczającej gawiedzi kij mu smyknął tak zręcznie, iż nie wiedział nawet kogo posądzić. Stary mało nie płakał, ale to nic nie pomogło, musiał sobie prostego dostać kołka i z nim razem powrędrował do domu powoli.
Z rąk Perebendi kij, jak się to później z pilnego śledztwa okazało, przeszedł do żydka sprzedającego cybuchy i bambusy domorosłe, który go opatrzył skówką mosiężną i wylakierował.
Teraz już była to laska choćby dla jakiego powiatowego marszałka, a na wsi mogąca uchodzić za osobliwość, tak dalece, że żyd ocenił ją wyżej sześciu złotych. Nabytą jednak została przez szlachcica ubogiego, i dziś, zbiegiem najdziwniejszym okoliczności, zachowaną została, przy objaśniających opisie, w zbiorze jednego lubownika starożytności i zabytków historycznych.
Otóż na czem to prosty kołek dębowy skończyć może, kiedy mu los nieco dopomódz zechce... dziwne losu sprawy!

KONIEC.