Ja mu zaś mówię: Pozostań na straży
Mojego życia jak wierny towarzysz;
Do twojej groźnej przywykłem już twarzy,
I do tych ciosów, któremi mnie darzysz,
I skorzystałem wiele z twej wymowy,
Nauczycielu wielki! choć surowy.
Dość mi, że wobec ciebie niezłamany
Na gruzach całej swej przeszłości stoję...
Na tych dni kilka nie pragnę odmiany,
Bo nie dbam więcej już o losy swoje;
Lecz gdy mnie własne cierpienia utrudzą,
Potrafię jeszcze żyć radością cudzą.
Niech więc twa ręka wszystko we mnie kruszy,
Co z osobistem pragnieniem się wiąże:
Najlepszej cząstki nie wydrzesz mi z duszy,
Ni tej światłości, w stronę której dążę...
Depcz śmiało ziemską istotę ułomną,
O której duch mój i ludzie zapomną!
To, co dobrego w moich piersiach tkwiło,
Co się wiązało z wspólnem życiem świata,
To — pozostanie pięknością lub siłą,
Chociaż znikoma już opadnie szata,
I w innych sercach żyć nanowo będzie,
Dotychczasowe rzuciwszy narzędzie.
Strona:Pl Poezye t. 1 (asnyk).djvu/165
Ta strona została uwierzytelniona.