Ręką ziemskiego dotknąłem się błota;
Widziałem zbrodnie — nie widziałem kary;
Oprócz boleści i nędzy żywota
Nic nie widziałem: i zbrakło mi wiary,
I daléj w ciemność poszedłem z rozpaczą,
Zazdroszcząc ludziom, co na grobach płaczą.
Widziałem trwogę i niemoc konania,
Widziałem duchów hańbę i upadek;
Lecz nie widziałem nigdzie zmartwychwstania:
I próżnych męczeństw przerażony świadek,
Patrząc na niebo, co nigdy nie dnieje,
Straciwszy wiarę, straciłem nadzieję.
Kochałem jeszcze biedne ludzkie cienie,
Które na stosach palą się i świecą:
Myślałem bowiem, że biegnąc w płomienie,
Wiedzą przynajmniéj dlaczego tam lecą
I że przyjmując każdy ból i ranę,
W piersiach anielstwo noszą nieskalane...
Lecz gdym obaczył, skąd to wszystkie czyny
Swój tajemniczy początek wywodzą:
Skąd wyrastają ściekłe krwią wawrzyny,
Gdzie upadają ci, co w niebo godzą,
I gdy wnikając w serc zranionych ciemność,
Za każdym bólem znalazłem nikczemność —
Strona:Pl Poezye t. 1 (asnyk).djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.