Co do podziemnej chce się ukryć nory,
Byle choć jedną przedłużyć godziną
Ten żywot zbiegów, co bez walki giną.
Ale napróżno w strachu się poniża:
Czyha nań hańba, niewola, zatrata;
Rydwan zwycięzcy powoli się zbliża
I piersi ofiar dyszących przygniata;
Coraz-to groźniej tocząc się wśród świata,
W dziejach ludzkości robi nowy przełom
I ku straszliwym popycha ją dziełom.
Próżno się cofa i wzdryga i chowa:
W obronie życia musi dobyć miecze.
Mszcząc przeszłe winy, Nemezis dziejowa
Strwożone ludy już za włosy wlecze,
A wszystkie prawa, boskie i człowiecze,
Padają w gruzy: więc — iść naprzód muszą,
Zabijać ręką... i myślą... i duszą...
Kości rzucone! już się losy ważą,
Losy narodów na wypadków szali;
I przyszłość świata, z zasłoniętą twarzą,
Nieznane bóstwo na ognistej fali,
Pośród rozruchu posuwa się dalej...
A przeszłość smutna, miesięczna i blada
Topnieje przed nią i w ciemność zapada.
Strona:Pl Poezye t. 1 (asnyk).djvu/257
Ta strona została uwierzytelniona.