W pięknej, malowniczej okolicy nad rzeką Wagą, w północnych Węgrzech, nie daleko małego, ubogiego miasteczka, stoi ponura forteca z zakratowanemi gęsto oknami. Zdaleka już przedstawia się światu owa ponura forteca Igława, jako miejsce śmierci, okrążone strasznemi tajemniczemi podaniami. Za jej grubemi murami tysiące ludzi skazanych na dożywotnie więzienie, zakończyło swój nędzny żywot. Sam widok tego smutnego gmachu przejmuje nas mimowali strachem, gdy pomyślimy, że się tam znajdują sami zbójcy. Gdyż na Węgrzech żadne przestępstwo, oprócz mordu, nie bywa karane więcej, niż dziesięcioletniem więzieniem, w Igławie zaś znajdują się skazańcy, którzy ręce swoje zbroczyli krwią ludzką.
Kiedy na wiosnę i latem okryją się ogrody i łąki rozkosznem kwieciem i miłą zielenią, wśród których wije się wężowato srebrzysta wstęga rzeki Wagi, otoczona leśnemi wzgórzami, na której brzegach usadowiły się domki nędznych wiosek ze swemi kościółkami i wysokiemi wieżycami, — kiedy miły głos dzwonów, wzywający do modlitwy, gwar bawiących się dzieci i śpiew wesołych ptaszków zlewa się razem w miłą harmonję, — kiedy serce człowiecze, napełnione radością, wysławia swego Stwórcę za to nowo rozbudzone życie w naturze, — wtedy za murami Igławy nie daje się uczuć żadna zmiana; owi 900 skazańców nie znają już ani dnia ani nocy, ani dziś ani jutra. Czy to zimą czy latem, z trudnością tylko przedostają się pro-