promienia ze światła wynalazku. Uczeni, technicy, inżynierowie, chemicy, fizycy, lekarze, znawcy, specyaliści, działający jako odkrywcy, albo na podstawie wdrożenia nieomylnych wyników prawd znalezionych, sprawują rządy wciąż i wszędzie. Kiedy ci istotni rozkazodawcy, utrzymując życie społeczeństw na wyżynie kultury, czynią rząd, niejako, tajny, codzienny i pospolity, — rządy jawne w parlamentach i ciałach przedstawicielskich trzymają w ręku tak zwani politycy, reprezentanci stanów, stronnictw i partyi. Drzwi do ciał prawodawczych otwiera nie gieniusz, wiedza, posiadanie całkowitej prawdy o rzeczy przez jej umiejętne w każdej dziedzinie zbadanie, znajomość specyalności aż do podstawy, lecz tak zwany „klucz partyjny“. Najklasyczniejszym objawem tego stanu rzeczy było do niedawna Koło polskie w Wiedniu i niedawna Rada Stanu w Warszawie. Człowieka, pragnącego działać publicznie na arenie społecznej, pracować szeroko a skutecznie, zalecać musi nie jego istotne uzdolnienie, wiedza i osobiste zalety, lecz przynależność do jakiejś partyi. Jednostka, nie należąca do narodowych demokratów, socyalnych demokratów, polskich socyalistów, ludowców, postępowych demokratów, krakowskich konserwatystów, albo do jednego z kilkudziesięciu maleńkich zgrupowań, raczej nazw, niż zgrupowań, zwanych „kanapami partyjnemi“ w Królestwie, — pozostaje bezsilnem zerem, zepchniętem do głębin wzgardzonego zawodu. Osobistość taka nie posiada prawa do patryotycznego działania na korzyść ojczyzny, do publicznego sądu i publicznego głosu. Nawijają się pod pióro dziesiątki imion ludzi mądrych, tęgich, pracowitych, ofiarnych, czystych, promotorów i strażników rzeczy publicznej, którzy za czasów najstraszniejszych dni Polski karmili ją chlebem swego trudu i poili życiodajnem mlekiem wiecznej nadziei, trzymali ogół na wyżynie, jako cywilizowaną społeczność, a którzy teraz, gdy wody niewoli odpływają, — w pokorze swej idą w zapomnienie. Na widowni publicznej grasują i harcują rozmaici „posłowie“, wybrani za czasów panoszenia się i działania „żelaznych“ austryackich pachołków i żołdaków, albo jakieś nikomu nieznane koczkodany partyjne, których pracy nikt nie widział i których zdolności nigdzie i w niczem się nie ujawniły. Po władzę nad narodem wyzwolonym z kajdan sięga nawet zwyczajna kanalia, którą rządy najezdnicze opłacały pieniędzmi, lub możnością dorabiania się mocą poruczonego jej zakresu władzy. Główną masę tych am-
Strona:Początek świata pracy 13.jpg
Ta strona została uwierzytelniona.