Strona:Początek świata pracy 21.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

prasłowiańszczyzny Lubora Niederlego i Kadleca, poczęła się była Słowiańszczyzna, gniazdo niewolników, wywożonych stąd na świat cały, są i dziś, jak przed zamierzchłemi wiekami, dziedziną niewolników, wychodzących na ciężkie roboty w strony zachodnie. Wychodziło tak rok rocznie z „Królestwa“ pięćkroć sto tysięcy, z „Galicyi“ co najmniej sto tysięcy na robotę do Niemiec, Holandyi, Danii, Szwajcaryi. Wskutek znanego we Francyi zjawiska ubytku siły roboczej na roli z racyi odpływu pracowników ze wsi do miast, a w szczególności do Paryża, oraz wskutek nadzwyczajnego nawału siły roboczej polskiej do Niemiec i obniżania tam płacy, polski robotnik rolny stał się nadzwyczaj pożądanym w fermach francuskich. Różnoraki zwierz ludzki czynił sobie przed wojną z tego przypływu polskiego proletaryatu proceder zarobkowy. Utworzyły się po wielkich miastach tajemne biura, istne wniki i potrzaski stręczycielskie, jamy handlu ludźmi, sprzedające patronom francuskim za przystępną cenę robotników rolnych z Polski. Fermerze francuscy zapomocą tych agencyi niewolnikami polskimi zawierali umowy z chłopstwem naszem, nie władającem językiem francuskim, i byli również przez też agencye tęgo oszukiwani. Zazwyczaj taka umowa tem się kończyła, że patron nie wypłacał najemnikom umówionej należytości, albo ci uciekali z miejsca pracy, nie mogąc znieść jadła, nie rozumiejąc rozkazów, dla braku w pobliżu kościoła i t. p. Ci zbiegowie ze wsi francuskich trafiali zazwyczaj do Paryża i po jego ulicach wałęsali się, podobni do dzikich swoich praszczurów z czasów zamierzchłych, których opisuje Lubor Niederle. (Tamci w tymże Paryżu byli kastrowani i wywożeni do północnej Afryki i na wszystkie rynki starożytnego świata, jako sclavi czyli niewolnicy, jako andrapodon, czyli bydlęta pociągowe z dwiema nogami). Nowocześni tamtych potomkowie za naszych dni spali gromadnie pod arkadami mostów Sekwany, pod ławami bulwarów, w fosach noszących nazwę naszego narodowego wodza Józefa Poniatowskiego, w jamach i szopach podmiejskich, dopóki nie przychwyciła ich policya, lub nie wytropili właściciele i kierownicy owych biur, o których była wyżej mowa. W pierwszym wypadku trudno było funkcyonaryuszom dociec, co to za istoty. Odstawiano ich tedy do biur policyjnych i przedewszystkiem przymusowo kąpano, a póżniej szukano po Paryżu jakiegoś organu polskiego, któremu możnaby było tych ludzi oddać w opiekę. Lecz takiego