Strona:Pod lazurową strzechą.djvu/023

Ta strona została uwierzytelniona.

I tak się dziw ten powtarza do rana
Nie mogę sprawdzić: czy to irys jest, —
czyli dziewczyna w sobie zakochana?
Rozchwiew łodygi — czyli ciała gest?

Nie wiem, czy zmarszczki, krągłe jak pieniążki,
wkrapia do tafli wodotrysku spust?
Czy raczej stają się te wielokrążki
od pocałunków irysowych ust?

Kumkanie żab brzmi chórem nieustannie.
Klaszcze mi trzepot rozedrganych strug.
Słucham i patrzę i śnię przy fontannie, —
kochanek kwiatów, tułacz mlecznych dróg.