Strona:Pod lazurową strzechą.djvu/036

Ta strona została uwierzytelniona.


PIERWSZY ŚNIEG.

Opuśćcie swoje samotnicze ściany
o, zamyśleńców marzycielskie bractwo, —
na świat wylećcie, jak niebieskie ptactwo.
Przyszła na ziemię godzina przemiany.
Pierwszy śnieg prószy...

Wiosłami wspomnienia
na pierwo-śniegach z lat ubiegłych wieńca
odtrąćcie siebie od szarego brzegu
tej powszedniości, co myśl wam zacienia
i do najczystszych radości zniechęca —
wylećcie na świat cieszyć się ze śniegu...

Jesienne niebo późnego południa
parę chwil temu jeszcze błękitniało
modrością bladą, która tak ocudnia
tłem swojem — klonów złocistość wspaniałą,
i buków szkarłat, królewski w swej barwie.

Naraz — sfrunęło kilka szronów z chmury
niedużej... jako gdy mlecza się narwie
już odkwitłego i dmuchnie nań z góry.

A potem błękit szarawo-białemi
chmurami zasnuł się nieomal wszystek
(prócz jednej blado-lazurowej szpary)
i biały meszek w oczach rósł na ziemi