Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/107

Ta strona została uwierzytelniona.

cześnie nie dość starannie wykończone. Przekładam nad filigrany zendżańskie srebrne wyroby z Ispahanu, na których biegną ciekawe wypukłorzeźby, pełne bogatej fantazyi postacie wojowników, dziwne chimery, zwierzęta, oryginalnie interpretowane kwiaty, ptaki, arabeski.
W chwili, gdy zwiedzamy bazar Zendżanu, jest on podobno zupełnie opustoszony: Walliet wykupił najpiękniejsze rzeczy. W Zendżanie doganiamy jego orszak i wyprzedzamy go nawet, bo książę kilka dni tu wypoczywa.
Zapomniałam napisać o jednym jeszcze wyrobie lokalnym: „Kiefsz[1] Zendżanu“ ogólnie są znane. Są to zgrabne, o wązkich, zadartych nosach pantofle, szyte z wązkich pasków skóry kolorowej. Z przodu różnobarwna bawełna zczepia te paski, tworząc deseń ażurowy.

W dwa dni po opuszczeniu Zendżanu dościga nas w polu rozszalała zamieć śnieżna, przed którą chronimy się do pierwszej spotkanej lepianki. Wnętrze jej stanowi jedna ciasna i brudna izdebka, na środku której stoi szeroki, a bardzo nizki stół: siedząc na ziemi można oprzeć się na nim łokciami. Stół przykryty jest wielką watowaną kołdrą, zwieszającą się ze wszystkich stron do samej ziemi. Pod stołem umieszczona dużych rozmiarów fajerka z żarzącemi się drzewnemi węglami, a naokoło stołu siedzi cała rodzina: ojciec, matka, gromada dzieci,

  1. Kiefsz — obuwie.