Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/12

Ta strona została uwierzytelniona.

chowca na każdym pocztowym etapie, skazany będzie na siedmiotygodniową co najmniej pielgrzymkę, by z Trebizondy przedostać się do Teheranu.
Druga droga prowadzi przez góry Anti-Taurusu, Erzerum, Armenię turecką i część perskiego Kurdżystanu, wreszcie przez prowincyę Azerbajdżanu, której szach obecny, Muzaffer-Eddin, był gubernatorem jako następca tronu.
Tę właśnie drogę wybraliśmy z różnych powodów, o których rozwodzić się nie będę. Żaden Europejczyk nie narażał się na te tortury już od lat dziesiątków. Jest ona nietylko uciążliwa, lecz i niebezpieczna.
W chwili, gdy wyruszamy z Erzerumu, wybucha rzeź armeńska; dochodzą nas wciąż wieści o palonych wsiach, kościołach, o mordach i pożogach. Smutne spędzamy dnie i godziny obcy, sami, bezsilni, w otoczeniu dziczy.
Lecz złe chwile minęły. Nikt nas nie skrzywdził, nikt nie zrabował, żadna rozbójnicza szajka Kurdów nie zaczaiła się w górskich szczelinach, grożąc naszemu życiu i mieniu. Pozostało tylko dzisiaj dalekie wspomnienie poezyi, krajobrazów i wdzięku wspaniałej natury, nietkniętej jeszcze przez cywilizacyę, niwelującą wszystko na jednostajną modłę. Pozostało też wrażenie niezgnębionej ciemnoty, jak noce czarne, ciemnoty, których brzask żaden nie rozświeca i litość niezmierna dla bezgranicznej nędzy Paryasów, osiadłych w tych górskich zakątkach.
Z całą polską nieopatrznością wybraliśmy się