Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/13

Ta strona została uwierzytelniona.

na tę wędrówkę do prawdziwie nowego dla nas świata, jak na kuracyę do wód lub letnią willegiaturę. Wieziemy mnóstwo rzeczy niepotrzebnych, brak nam zato niezbędnych; nie mamy najsłabszego pojęcia o blizkich trudach i przykrościach; widzimy tylko malowniczą stronę podróży, nie troszcząc się za to o praktyczną.
Opuszczamy Paryż 10-go października 1894 roku.
Przejeżdżamy Europę w nastroju różowym, pilno nam zobaczyć Konstantynopol. Lecz już na pograniczu tureckiem mamy pierwszy, wprawdzie słaby, lecz wiele mówiący przedsmak tego, co czekać nas może w Małej Azyi.
W Galicyi zjawiła się jakoby cholera, dzięki czemu w Mustafie-Paszy, granicznej stacyi tureckiej, odbywać trzeba 24-godzinną kwarantannę, by pozbyć się nieistniejących zarazków choroby.
Urzędnicy celni każą nam otwierać kufry, na zawartość których spada obfity deszcz karbolu, poczem zapisują imię, nazwisko, wiek, zajęcie i miejsce zamieszkania każdego podróżnika, jakby te wszystkie rzeczy pozostawały w istotnym związku z cholerą.
Stacya jest mała, brudna i ciasna; karbol przesyca powietrze ostrą wonią. To też opuszczamy ją z uczuciem ulgi, jakkolwiek każą nam peregrynować w noc ciemną przez rowy i grudy do jakiejś kazamaty, jednej z licznego szeregu.
Więzienna ta budowla składa się z czterech pokoików problematycznej czystości, zaopatrzonych