Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/139

Ta strona została uwierzytelniona.

barwnemi kamieniami, wyglądają barbarzyńsko i ciekawie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Rozłożone w innej części tytonie, od jasno złotych do czarnych prawie, schodzą gamą żółto-bronzową. Całe długie ulice zajmuje bazar produktów spożywczych i bazar owoców. Granaty wielkie, czerwone i słodkie, soczyste pomarańcze, cytryny kwaśne i cytryny słodkie, olbrzymie jak głowy ludzkie; bachanalia winogron zielonych, złotych, czarnych i rubinowych; jedne z nich maleńkie i jak miód słodkie, schną na gałązkach w rodzenki; inne znów, długie na pół palca, zielono-różowe, najładniejsze są, lecz nie najlepsze. Podłużne melony ispahańskie, białe jak śnieg i jak śnieg zimne, zwyczajne melony stref naszych, figi, daktyle, pistacye. Zdaniem mojem, najgorzej dojrzewają na gruncie Persyi gruszki, brzoskwinie i wiśnie; nie są ani słodkie, ani smaczne. Porzeczek i agrestu nie ma wcale; maliny hoduje kilku europejczyków, a truskawki pielęgnują baghbani[1] w ogrodach różnych dostojników i sprzedają je za dość słoną cenę, oczywiście bez wiedzy swych panów.

Jednym z najcharakterystyczniejszych obrazów bazaru jest widok ulicznych kuchni. Aszpez[2] bazarowy rozdmuchuje leniwie wachlarzem ogień z drzewnych węgli, tlący się na małej, żelaznej fajerce, nad

  1. Baghban — ogrodnik.
  2. Aszpez — kucharz.