Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/15

Ta strona została uwierzytelniona.

kny. Linia kolei biegnie o kilkadziesiąt zaledwie metrów od wybrzeża, w potokach słońca i jasności. Fala skrzy się i mieni srebrzystą łuską. Sieci i łodzie rybaków spoczywają leniwie na złotym piasku. Z drugiej strony ciągną się nieprzerwane szeregi ogrodów: figowce i cytryny, pomarańcze i granaty mieszają swe gałęzie i cisną się bezładnie, chroniąc w swej zieleni domy o charakterze już czysto wschodnim. Mam tu oczywiście na myśli tylko wschód turecki, gdyż zarówno architektura poszczególnych budowli, jak i ogólna fizyonomia miast wręcz odrębną będzie w Persyi.
Przez muszarabi[1] balkonów migają jasne, kobiece postacie. Kilka meczetów o minaretach na wpół zwalonych i liczne ruiny domów świadczą o niedawnem trzęsieniu ziemi, którego ślady spotykamy też na każdym kroku w Konstantynopolu. Wszystko kąpie się w bezmiarach światła i blasków. Zaczynam pojmować zamiłowanie ludzi Wschodu do barw jasnych i zdecydowanych. Wszystkie zieloności, szkarłaty i fiolety, które kwitną w ich kostyumach, są w harmonii z niebem, powietrzem i słońcem. Żałoba kolorów ciemnych dziwnieby odbijała od wiecznego wesela natury.

Nie chcę nic mówić o Konstantynopolu. Każdy opis, próbujący oddać niezrównane piękno jedynej w świecie panoramy, roztaczającej się z obu stron Bosforu, musi być bladym i nieudolnym.

  1. Rzeźba ażurowa drzwi i balkonów, pozwalająca widzieć z wewnątrz, nie będąc widzianym.