Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/27

Ta strona została uwierzytelniona.

. Pigwy nadziewane mięsem, pigwy nadziewane ryżem i jeszcze pigwy krajane podłużnie i smażone w tłuszczu. Zapomniałam o ryżu, zawiniętym w winne liście. Jest również ryż z palącym sosem, ryż z jakąś siekaninką, ryż z kebabem... ryż piękny, biały, sypki, lecz wciąż ryż, którego niebotyczne stosy widziałam już w bazarze, gdzie uliczni kucharze warzą go dla przekupniów i robotników.
Do stołu podają chleb, podobny z wewnętrznego wyglądu do żydowskiej macy, lecz tak miękki, że go można zwijać, składać do woli. Chleb ten, póki świeży, smakuje bardzo. Persowie pomagają sobie nim do nabierania ryżu, sosu, mięsa i zupy. Prócz bowiem niektórych dygnitarzy, zarażonych obyczajami Zachodu, pogardzają widelcem, łyżką i nożem. Chleb i palce za wszystkie przyrządy im starczą.
Nasz konsul trzyma się widocznie ściśle przepisów Koranu: na stole nie ma wina. Są zato sorbety i w kryształowych karafkach cukrzona woda do picia. Po skończonym obiedzie służący obchodzi gości z misą stalową, misternie inkrustowaną złotem i z dzbanka takiegoż wyrobu leje im na ręce różaną wodę.
Z długich wizyt Persów i z kwiecistych ich frazesów nic dla nas dobrego nie wynika. Sprawa naszego wyjazdu o krok się nie posuwa. Na szczęście, major rozsyła na wszystkie strony hotelowych służących, by przewiadywali się o karawany, do których moglibyśmy się dołączyć. Odkrywa w taki sposób jakiegoś czerkiesa, który ma eskortować do