Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/46

Ta strona została uwierzytelniona.

w grymas wiecznego głodu, zatruwają mi zmorą smutku dzień ten cały.

∗             ∗


Jeszcze trzy a noclegi, będziemy w Erzerumie, do którego wzdychamy całą rozpaczą ludzi, spragnionych pościeli, snu i radykalnej toalety, o jakiej w „hotelach” przydrożnych i marzyć nie można. Nie będę szczegółowo tych dni opisywała. Najczęściej furgony toczą się po wyżynach, na dwa tysiące przeszło metrów nad poziomem morza; nie ma już nad nami szczytów. Z obu stron roztacza się ponura śnieżna płaszczyzna, falująca i pogarbiona. Mróz ścina oddech i kłóje w płuca.
Jednej nocy znajdujemy przytułek w błotnistej norze, wzdłuż dwóch ścian której biegną podwyższenia ziemi, zastępujące tapczany i ławy. Dzielimy ją z rodziną nomadów, składającą się z pięciu osób i z dwoma młodymi Armeńczykami, znośnie mówiącymi po francusku, a udającymi się, jak my, do Erzerumu.
Ostatnim przystankiem przed miastem jest Ilidże, dość ludna osada, znana w okolicy ze swych siarczanych kąpieli. W zajeździe dostarczają nam baraniej siekaniny, pachnącej łojem i smacznego ryżu. Nocleg jest znośny.
Wyruszamy dalej o świcie i w dwie godziny niespełna stajemy w Erzerumie.