Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/75

Ta strona została uwierzytelniona.

duszy ogląda mnie na wszystkie strony, jakby dzikie zwierzątko; materyał i podszewki sukni, buciki, kapelusz, futro, wszystko ulega natrętnej inspekcyi. Wreszcie ciekawa ta niewiasta dotyka mych włosów i obejmuje mnie rękoma w pasie. Uczyniwszy to, wybucha głośnym i długim śmiechem. Jedna z jej służących, Tatarka, urodzona i wychowana w Tyflisie, z którą rozmówić się mogę dość dobrze, tłómaczy mi, że moja figura i uczesanie bawią tak szczerze jej panią.
— Ale ty nie zwracaj na nią uwagi, hanum. Ona głupia i prosta, ona nic nigdy nie widziała — pociesza mnie Tatarka. — Jej się zdaje, że ona piękna i pięknie ubrana.
Przez cały dzień hanum zasypuje mnie za pośrednictwem Tatarki szczytnie niedyskretnemi pytaniami. Dochodzę do stanu nieopisanego rozdrażnienia. Żadna dzika Kurdka nie była tak nieznośnie, tak ordynarnie ciekawą. Kilkoro zamorusanych dzieciaków, z jednym palcem w nosie, z drugim w ustach, stoi nademną, śmiejąc się głupio, jak matka. Po południu przychodzą na oględziny dorośli synowie Haki baszy z pierwszego małżeństwa.
Nikomu nie przychodzi na myśl, że mogę być zmęczona i głodna. Bez szklanki herbaty siedzę w enderumie przez trzy godziny. Wreszcie wchodzi służąca i stawia przed nami na dywanie tacę. Bo zapomniałam dodać, iż całem umeblowaniem olbrzymiej sali, której przednia, na ogród wychodząca ściana stanowi piękną mozajkę równobarwnych szybek, rzucających na ściany złoto-szafirowe cienie, jest wielki dywan całkowicie ją pokrywają-