Strona:Podróż Polki do Persyi cz. II.pdf/114

Ta strona została uwierzytelniona.

ko latem dostać można, czasem też niesmacznej bardzo cielęciny; raz do roku wieprzowiny, którą restaurator, Szwajcar, sprzedaje w stosunku do ceny innych mięs na wagę złota.
Można więc żalić się na jednostajność kuchni, lecz utyskiwania nad służbą uważam za przesadne. Prawdą jest, iż tu służba przywłaszcza sobie nieco pańskiego dobra, pobierając obfity haracz na zakupnach. Prawdą też, że nad ceną wszelkich produktów miejscowych, wszelkich zapasów żywnościowych, nabywanych w bazarze, zawisła dla europejczyka czarna zasłona niezgłębionej tajemnicy. Ale gdzie na świecie dzieje się inaczej? Zarówno pod biegunami, jak pod zwrotnikami, w przecywilizowanych stolicach, jak w najzapadlejszych zakątkach ziemi — wszędzie wyzyskują cudzoziemców. Dlaczego Persi jedni mają się różnić na tym punkcie od wszystkich narodów ziemi i świecić im cnotą?
W Persyi przynajmniej, szczęśliwie dla cudzoziemców, wszystko jest tak tanie (prócz produktów zagranicznych), że, pomimo systematycznego zdzierstwa, praktykowanego na szeroką skalę przez całą hierarchię służebną: nazirów[1], kucharzy,

stangretów, lokai, keraułów, można żyć bardzo wygodnie, nawet zbytkownie, wydając mniej bez po-

  1. Nazir — naczelny służący, zarządzający domen.