Strona:Podróż Polki do Persyi cz. II.pdf/127

Ta strona została uwierzytelniona.

waryatów; oni imponują nam czasem niezmąconym spokojem wobec wszelkich katastrof, kataklizmów, wstrząsających ludzkością, częścią jednak mącą tę niczem niezakłóconą pogodę. Wzajemnie się nie rozumiemy i nie staramy zrozumieć.
Życie towarzyskie w zupełności tam nie istnieje. Jest to logicznym i naturalnym wynikiem rozdzielenia społeczeństwa na dwie grupy: mężczyzn i kobiet, żyjących, zbierających się i bawiących się oddzielnie. Kobiety perskie z wyższych sfer pragną widoku swych sióstr z Zachodu, choćby dlatego, by módz je zblizka obejrzeć i przypatrzeć się, jak trzeba nosić mody frangistańskie, które bardzo je pociągają. Lecz niewolno im rewizytować europejek. Nawet biednej Bibi-hanum cywilizowany jej małżonek nie pozwoliłby przestąpić progu domów europejskich: nużby spotkała tam mężczyzn? Nawet córka ministra oświaty, z którego rodziną pozostajemy w ciągłych i blizkich stosunkach, która stale się u mego męża leczy i rozpływa się w zachwytach nad moją kuczulu, zaprasza mnie często, lecz nigdy do mnie nie przychodzi. Przeprasza mnie gorąco i tłómaczy, że nie może, obyczaj nie pozwala; wszyscyby się na nią obruszyli.
Pozostają stosunki z mężczyznami. Tym wolno zarówno przyjmować europejczyków, jak i u europejczyków bywać. Wielki wezyr wydaje parę razy do roku obiady, na które zaprasza jedynie i wyłącznie członków koła dyplomatycznego wraz z ich