Strona:Podróż Polki do Persyi cz. II.pdf/128

Ta strona została uwierzytelniona.

żonami. Obiady te w pewnej części personelu dyplomatyczno-konsularnego są powodem wielkich agitacyj i większych jeszcze tragedyj. Kwestya miejsca, jakie mogą zajmować przy stole panowie Y. i Z. i ich małżonki szeroko jest omawiana przez całą kolonię. Protokół bowiem nie we wszystkich punktach jest jasnym, w niektórych nawet uporczywie milczy, lub też pozostawia pole dowolnym interpretacyom. A od miejsca, które przysądzonem będzie u stołu wielkiego wezyra panu X. lub panu Y. zależy niemal w pojęciu interesowanych honor i karyera męża i egzystencya żony.
Na moje szczęście, nie bywam na tych obiadach, na nieszczęście jednak, jestem powiernicą dwóch dam, których mężowie, a więc i one, rywalizują o jedno i toż samo miejsce przy stole. Kto w dwóch tych rodzinach nie chce mieć wrogów, nie powinien ich nigdy zapraszać razem. Lecz czasem niepodobna tego uniknąć. Ja sama zmuszona byłam kilkakrotnie przyjmować ich jednocześnie. Sadzam męża jednej z prawej strony koło siebie, żonę drugiego z prawej strony mego męża. Zdaje mi się to najlepszem rozstrzygnięciem kwestyi. Nieprawda, obie pary nic nie jedzą i zatruwają humor całego zgromadzenia swemi grobowemi minami.
Po pierwszym obiedzie, który odbył się u Sadrah-azam’a (wielkiego wezyra) za czasów mojej w Teheranie bytności jedna z tych moich przyjaciółek zjawia się u mnie już o 10-ej zrana, rozpromieniona, szczęśliwa, wesoła.