Strona:Podróż Polki do Persyi cz. II.pdf/130

Ta strona została uwierzytelniona.

dzi granice wszystkiego. Nie pozwolimy sobie tak wobec innych legacyj ubliżać. Mąż mój został tu przysłany ze specyalną misyą. A ten, dragoman jakiś, który karyerę życiową skończy na konsulacie!
W głosie brzmi bezgraniczna, niewypowiedziana pogarda.
— Okropne jest, doprawdy, to dopuszczanie ciała konsularnego do oficyalnych dyplomatycznych przyjęć. Powinno się tych ludzi trzymać zdaleka. Czyż oni są z naszego towarzystwa?
Łzy wytryskują jej strumieniem z oczu. W głębi duszy jakkolwiek zwykle biorę w życiu stronę pokrzywdzonych i współczuję wszelkim cierpieniom, szczerze mnie cieszy w tym wypadku zwycięztwo mej przyjaciółki nr. 1-szy.
Choć zarażona ogólną próżnością kółka, jest sprytna, inteligentna, dowcipna, ma dość szerokie poglądy i naturę dużo szlachetniejszą od numeru 2-go, obdarzonego umysłem ciasnym i sercem oschłem. Sądzę, że łzy, które wylewa przez okrutnego Sadrach-azama, są może jednemi z pierwszych, jakie troski życiowe przywołały jej do oczu.
Ofiara losu i niezbadanych tajemnic protokółu idzie płakać dalej.
— Ale to tak się nie skończy! — dodaje rozgorączkowana, żegnając się z nami. — Mąż mój zaniesie skargę do ministeryum; ta kwestya musi być rozstrzygnięta, bo dłużej na takie obelgi narażeni być nie chcemy. Przyjdziecie do nas dziś na obiad, dobrze? Wy tylko i najbliżsi przyjaciele