Strona:Podróż Polki do Persyi cz. II.pdf/131

Ta strona została uwierzytelniona.

z naszej legacyi. Odczytamy razem podanie męża do ministeryum; wyślemy je pojutrze przez walisę. Tant pis, jeśli się ministrowi nie podoba!
Ministeryum, zainterpelowane w kwestyi tak niesłychanej wagi, daje po czterech miesiącach odpowiedź godną Pityi greckiej. Nikt tych zawikłanych okresów i konsyderacyj wszelkiego rodzaju zrozumieć nie może. Obiedwie strony tłómaczą je na swoją korzyść, obiedwie tryumfują i obnoszą po kolonii to arcydzieło oficyalnej mądrości, napawając błogością wszystkie złośliwe dusze, urozmaicając monotonię jourfix’ów i... wyczekując niecierpliwie przyszłego obiadu u Sadrach-azama.
— Bo rozumie się, my teraz będziemy pierwsi. Jasnem to jest z odpowiedzi ministra.
— Nie wątpi chyba pani, że nas przed nimi posadzą. Inaczej odpowiedzi ministra zrozumieć nie można.
Oto obiady u wielkiego wezyra i ich skutki.
Tenże wielki wezyr i ministrowie bywają na oficyalnych obiadach i przyjęciach u europejczyków. Udają, że słuchają z przejęciem koncertu, szczerze śmieją się z komedyj Labiche’a, w których przeważa element łatwej i dla wszystkich umysłów dostępnej farsy, lecz najlepiej bawią się przy zielonym stoliku. Persowie uprawiają namiętnie grę w karty; sprawiedliwość nakazuje mi niestety dodać, że również namiętnie i naiwnie przy grze oszukują. Gdy przypadkiem przegrają, nie śpieszą się z zapłatą, uważając, jak nieoceniony prefekt policyi Aten, o którym opowiada About w swej Grece con-