Strona:Podróż Polki do Persyi cz. II.pdf/132

Ta strona została uwierzytelniona.

temporaine, że gdy nie można sobie oszczędzić przykrości przegrania, należy choć uniknąć bólu uiszczenia się z długu. Unikają go więc troskliwie. Nie mówię, rozumie się, o paru największych potęgach Iranu, o wielkich wezyrach, ani pierwszych ministrach... lecz nie bardzo od nich oddalać się trzeba i nie daleko od nich szukać nieuiszczalnych partnerów wista w lub pokera.
Te pierwsze ekscellencye Persyi przyjmują u siebie z wykwintem europejskim, sami umieją jeść po europejsku. Nie przysięgłabym, że to bardzo lubią. Jestem nawet niezłomnie przekonaną, że szmatek chleba w trąbkę zwinięty uważają za znacznie dogodniejszy od wszelkich łyżek i innych komplikacyj nakrycia.
Wszyscy ci dygnitarze prawie mówią dość poprawnie po francusku, czasem po niemiecku lub angielsku. Na parogodzinną pogawędkę przy stole nie są, ma foi, więcej od wielu „ludzi Zachodu” nudni, ani męczący. Trzeba ich tylko zbyt często tytułować. Są ekscelencyami, a próżność ich nie lubi, ażeby o tem zapominać, słodki wyraz mile głaszcze ich po sercu.
Gdy mam u siebie jednocześnie przyjaciółkę nr. 2-gi i jakiego perskiego dostojnika, mogę oszczędzić sobie trudu mozolnego wykrztuszania ekscelencyi. Przyjaciółka mnie wyręcza; w każdem zdaniu zdąży kilka razy umieścić lube duszy Persa dźwięki:
Certainement, Excellence! Vous ne croiriez pas, Excellence! Comment donc, Excellence.
Ekscelencya promienieje błogością.