Strona:Podróż Polki do Persyi cz. II.pdf/149

Ta strona została uwierzytelniona.

zwany mostem „dwóch wiatrów,” wyje na nim od początku do końca roku szalona wichura; latem idą te huragany wietrzne od morza Kaspijskiego, zimą od przeciwnej strony. Zdejmujemy kapelusze: jest to ostrożność niezbędna, wicher dmie z taką mocą, iż nie dziwię się licznym dość wypadkom, których smutny ten most bywa teatrem.
Krajobraz okolic Mendżylu przedstawia ponury widok zniszczenia i żałoby, góry dziwacznie poszarpane, strome skały, jałowe urwiska. Sefid-rud płynie wązkiem korytem w szczelinie górskiej, nad którą czepia się droga.
Lecz nieco dalej pejzaż się ożywia; blada, przyćmiona zieleń gajów oliwnych, otaczających szerokim kręgiem wioskę Rudbar, jedyną w Persyi miejscowość, naokoło której zajmują się kulturą oliwek, niewiele daje cienia, lecz choć wzrok rozwesela. Przebywamy tę wioskę pod sklepieniem z mat, pokrywającem główną jej ulicę, zamienioną w bazar.
Za Rudbarem droga znów opłakana, lecz towarzyszy nam już stale zieloność, góry porastają lasem, w dolinie wije się Sefid-rud, a raczej świeci kamieniami wyschłe prawie jego łożysko.
Czwarta stacya pocztowa, w której zatrzymujemy się na noc, Rustem-abad, stojące na straży lasów Gilanu. Z tych lasów, przesiąkłych wilgocią, błotnistych, sączących strumienie poprzez gąszcze lian splątanych, podnoszą się niezdrowe wyziewy, robiące z tej prowincyi, roztaczającej podzwrotnikowy przepych roślinności, najniezdrowszy zakątek kraju.