Strona:Podróż Polki do Persyi cz. II.pdf/15

Ta strona została uwierzytelniona.

Nieopatrznie sadzają go przy instrumencie, oznajmiając, że dr. Szeik-Mohammed zgodził się uprzejmie zapoznać nas z popularnemi motywami swej ojczyzny. I w ciszy salonu rozlega się wystukiwana jednym palcem, monotonna jak szmer wody, nuta perskiej piosenki.
Wysłuchawszy ją raz, obiecujący wiele filar medycyny perskiej powtórzył ją raz drugi, trzeci, czwarty... i nie wiem już wiele razy, bo — wraz z całem towarzystwem — walczyłam z duszącym mnie śmiechem.
Szczęściem gospodarze, dziękując Persowi i dając hasło do oklasków, zakończyli komedyę, a wirtuoz z bożej łaski z miną głębokiego zadowolenia powstał od fortepianu.
Nie dosyć na tem.
W parę dni później, u mnie, wobec kilku osób opowiadał z twarzą rozpromienioną o swym tryumfie. Zaproponował nam przytem, iż zagra d’autres morceaux, encore plus beaux. I nim zdążyłam znaleźć jakiś zręczny frazes i oszczędzić mym gościom tej rozkoszy — Szeik Mohammed siedział już przy fortepianie, stukając jednym palcem d’autres morceaux, encore plus beaux.
Bezczelna pewność jego nie jest bynajmniej wyjątkową. Dzieli ją ze wszystkimi niemal swymi rodakami. A ogólnie biorąc, jest jednym z najwięcej inteligentnych z pomiędzy znanych mi Persów. Ani więcej próżny, ani więcej zarozumiały od innych — znakomicie kieruje swą barką życiową. Był faworytem wielkiego wezyra, nie zdziwię się bynajmniej, jeżeli zostanie ministrem.