Strona:Podróż Polki do Persyi cz. II.pdf/16

Ta strona została uwierzytelniona.

Synowie dawnego Iranu słynęli jakoby — jest to opinia Herodota — ze swej prawdomówności i z mistrzowskiego strzelania z łuku. Nie wiem jak dzieje się obecnie z łukiem. Odwaga bowiem dzisiejszych Persów w niczem odwagi lwów Farsu[1] nie przypomina. Zresztą i lwy wyginęły i stają się mytem.
Co się tyczy prawdomówności — samo posądzanie o nią Persów mogłoby wyglądać na zjadliwą ironię. Prawda nigdy na ustach ich nie wykwita. Potrzebą ich natury jest mijanie się z nią na każdym kroku, kłamstwo dla kłamstwa, jak sztuka dla sztuki. Potrzeba ta pozostaje zresztą w ścisłym związku z niezwykłą przesadnością umysłu, rozdmuchującego drobiazgi do rozmiarów olbrzymich, i z wrodzonem również zamiłowaniem do pochlebstwa.
Te wady, przykre niezawodnie w bliższych stosunkach, nic nie ujmują zewnętrznemu wdziękowi ich obejścia, potęgują go nawet. Pers mówi dużo, ładnie, pełnemi obrazami. Lecz człowiek, który w stosunku z nim zapomina, że piękne frazesy są efektami retoryki, skazany będzie na smutne zawody i rozczarowania.

Szanujący się Pers przy pierwszem zetknięciu z kimkolwiek zasypie go powodzią komplementów i ofiaruje mu w potoku słów miodopłynnych swój dom ze wszystkiem, co tenże zawiera, swe stosunki, swe wpływy — niebotyczne, oczywiście, jak szczyty

  1. Lwy bezgrzywe, spotykane jeszcze z rzadka w prowincyi Farsistanu.