Strona:Podróż Polki do Persyi cz. II.pdf/35

Ta strona została uwierzytelniona.

zmu. Jedynie ciemny tłum wierzy ślepo w słowa Koranu. Ale taką jest potęga duchowieństwa i tak liczyć się z nią trzeba, że wszyscy „Irani”, zarówno wierzący, jak obojętni i wolnomyślni, zachowują w zewnętrznych stosunkach życiowych pozory wiary, a nawet fanatyzmu. Każdy z nich wspomina w każdej okoliczności imię Allaha; z ust wciąż się sypią Insz-Allah, Masz-Allah, Barek-Allah[1]. Na ręku każdy Pers zawieszony ma różaniec, którego paciorki machinalnie przesuwa, powtarzając jakoby w myśli sto imion Allaha. Gdy zaś nadchodzi godzina modlitwy: o wschodzie słońca, w południe lub o zachodzie, kiedy z minaretów rozlega się nawoływanie muezzinów - zwraca się ku Mecce, zastygły, zda się — w zamodlonej pozie. Lecz za przesadą tych zewnętrznych demonstracyj kryje się często najzupełniejszy indyferentyzm religijny.

Mówiłam już, że podczas świętego miesiąca Ramadanu przepisy religii zabraniają wiernym spożywania potraw pomiędzy wschodem i zachodem słońca. Prosta masa ludu obserwuje ten post ściśle; przekonana jestem że służący nasi nie jedli nic przez dzień cały. Słaniali się jak cienie, wyniszczeni i osłabieni, pracowali jeszcze leniwiej niż zazwyczaj, choć już miara zwykłego ich pracowstrętu jest dość imponująca. Gdy o zachodzie słońca rozbrzmiewał wystrzał z Top-Khaneh, rzucali się na jedzenie z żarłocznością, świadczącą wymownie o dłu-

  1. Jeśli Allah pozwoli, chwała Allachowi i t. d.