Strona:Podróż Polki do Persyi cz. II.pdf/87

Ta strona została uwierzytelniona.

gólniej w wielkim holenderskim bazarze Toko, roztaczającym w swych towarach największą jaskrawość barw i wulgarność gustu, spędzają hanum perskie, którym majątek na to pozwala, długie dnia godziny. Są marnotrawne, gdyż nie znają wartości pieniędzy, chętnie biorą na kredyt, nie troszcząc się o zapłatę; brak im zupełnie elementarnej choćby sumienności.
Lubią zmieniać i wciąż zmieniać kostyumy; jedyna to z nielicznych rozrywek ich jednostajnego życia. Jakkolwiek, wychodząc na ulicę, muszą być niezmiennie ubrane w tradycyonalne czadury i zasłony, namiętnie jednak zakupują kapelusze, zamienione w ogrody wszechkolorowego kwiecia, z pośród którego wytryskują pióra strusie i węzły wstążek. Noszą biedaczki te kapelusze w pokoju, delektując się niemi przed lustrem i pyszniąc przed służącymi.
Cnota ich, choć czujnie strzeżona, wątłą jest jak nić pajęcza. Nie wpojono w nie żadnych zasad, ani pojęć moralnych. To też — bez wyrzutów sumienia i walk wewnętrznych — szukają wrażeń i urozmaicenia nudy życia, gdzie mogą i jak mogą. Niewidzialne są dla ogółu, dla tłumu, lecz łatwo odchylają zasłonę, gdy oko przez krateczkę ażuru dojrzy w przejściu na ulicy, w bazarze, u podwojów meczetu, młodego eleganta zręcznej postaci. Porozumienie następuje szybko. Jednostajność kostyumu, jednaką tajemnicą otaczająca je wszystkie na ulicy, ułatwia intrygi. Odziana w nędzny płó-