Strona:Podróż Polki do Persyi cz. II.pdf/99

Ta strona została uwierzytelniona.

Po sakramentalnych: „Achfale szuma hub est?”[1], zasiadamy na obowiązkowe godzinne nudy; przyjmują nas zwykłemi szirimi i zwykłemi sorbetami, zwykłemi naparstkami kawy i herbaty i zwykłą rozmową.
W salonie nagromadzona jest najliczniejsza i najbrzydsza kolekcya lamp, porcelanowych i kryształowych lichtarzy i świeczników, wazonów, żardinierek i filiżanek, jaką kiedykolwiek widziałam; Wygląda to na ordynarny bazar w małej mieścinie.

Po nieskończenie długo trwającem zachwycaniu się nad moją „kuczulu,” podczas którego zmuszoną byłam wypróżnić szklankę herbaty, czareczkę kawy i miseczkę sorbetu z „sekendżebin”[2] — na znak, dany przez panią domu, jedna ze służebnic podaje jej pudełko, w którem na tle atłasu spoczywają dwie wielkie brylantowe spinki do mankietów. Sądzę, że to jeszcze prezent dla mego męża. Nie, to dla „kuczulu.” Lecz zamiast ofiarować dziecku wprost ekran, hanum pragnie wypróbować efekt brylantów na płaszczyku. Każe sobie podać nożyczki. Nic nie rozumiem, lecz zaczynam być zlekka zaniepokojoną. Hanum z całą prostotą i flegmą naiwnej duszy robi na rękawach płaszczy-

  1. Czy twoje zdrowie jest dobre.
  2. „Sekendżebin" — syrop z octu, doskonały w smaku i orzeźwiający.