Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 1.djvu/101

Ta strona została przepisana.

dłuższy czas jednak nie moŻna było prowadzić podobnego życia, wypadało więc postarać się i wyrobić stanowisko, któreby pozwalało bez niebezpieczeństwa utrzymywać się. Trudno było o pomyślny skutek wszelkich starań; obawy urzędników, prawo, można było przekupić, lecz właśnie nie było potrzebnych funduszów. Żona poświęcała ostatni pieniężny zasiłek, ażeby męża pod cudzem nazwiskiem wciągnąć do ksiąg ludności jakiegokolwiek dalekiego miasta. Tymczasem przeszło dużo czasu; mieszkańcy wsi zauważyli w domu samotnej kobiety mężczyznę, który tylko w nocy wychodził, i wiadomość o tajemniczym człowieku, często powtarzana, doszła wreszcie i do uszu wójta gminy.
Pewnego dnia wójt z żandarmami wpadł do chaty i w bocznej alkowie znalazł po drugi raz zbiegłego zagonowca. Wzięty i odprowadzony został do batalionu, z którego uciekł. Żona wypłakała ostatnią łzę, wyrzuciła ostatni krzyk i odtąd znalazła pociechę i ubolewanie w modlitwie, która jej dała spokojną, chrześciańską rezygnacją. Nieszczęśliwą żonę oddano pod sąd za ukrywanie dezertera; niewiem, czy litość sędziów, czy starania jej poparte przez poczciwych były przyczyną, iż wyszła z tej sprawy bez żadnej kary. Zbiegłego oddali także pod sąd; po półrocznem więzieniu wyprowadzony został na plac egzekucji; skazanym był na 500 pałek (techniczny wyraz «skwos strój») i dalszą służbę.
Pół batalionu uszykowało się w dwa szeregi, formując ulicę; każdy żołnierz uzbrojony był długim, grubym jak kij prętem, dobosz z bębnem, oficerowie i doktor znajdowali się na placu, a z daleka stał tłum ciekawych. Skazany Bąk był blady jak chusta, nie drżał jednak i z wielką przytomnością wysłuchał wyroku; kazano mu rozebrać się, wyuczył się już posłuszeństwa i obnażył po pas ciało; poczem ręce przywiązano do kolby karabina i dwóch podoficerów ciągnąc karabin, wprowadzali go w ulicę uzbrojonych żołnierzy. Dobosz zabębnił przerywaną, taktowną zwrotkę i ze wszystkich stron na ciągniętego i postępującego posypały się pręty; jęku słychać nie było, stłumił go bęben, ale po twarzy okropnie wykrzywionej widać było całą moc bólu; piersi, szyja, plecy były Jak pokrajane, szmaty ciała zewsząd wisiały, ścieżka krwi