poetycznie Jan Kochanowski, i w blady księżyc, kochanka wszystkich marzycieli. Powaga nocy odzywała się w duszy swoim smutnym, poruszającym głosem, a te topole tak tęsknie wieją, jakby mnie żegnały!
Po kilkogodzinnem oczekiwaniu na ulicy wyszedł wreszcie kapitan, który nas tak długo i niegrzecznie utrzymywał przed domem; obejrzawszy mnie przy księżycu, kazał zaprowadzić na odwach. Pożegnałem się z Honoratą do jutrzejszego widzenia i poszedłem na odwach; tam wsunięto mnie do obszernej izby, oświeconej zakratowanemi oknami; z świeżego powietrza wszedłszy nagle do izby pełnej zaduchu i smrodu, uderzony zostałem jakby zawrotem. Po chwili przyszedłem do siebie i pytam kozaka, gdzie mam nocować? «Tutaj» i wskazał na miejsce obok prawie odartego, bez koszuli aresztanta, trącił go ręką, kazał mu posunąć się i zrobić dla mnie miejsce. Zapytałem, czy mi nie dadzą słomy do spania? Zaśmiał się kozak i odrzekł, że «niema zwyczaju dawać słomę na odwachu — otóż to pościel, te deski» i poszedł sobie. Niekontent z odpowiedzi i takich zwyczajów odwachowych, położyłem się jednak obok sąsiada, który ciałem i brudem zgęszczoną atmosferę psuł jeszcze więcej. Jak tę noc przespałem? niewiem; na drugi dzień obudziłem się wcześniej od innych i spojrzałem przez kratę okna na wschodzące słońce. Z za kościoła i drzew wychylała się czerwona tarcza słońca, przez wybitą dziurę w szybie zaleciał mnie świeży, wonny oddech poranku; przytknąłem usta do szyby i wciągałem w siebie lekarstwo dla płuc — czyste powietrze. Towarzysze mego noclegu już się pobudzili, jeden się modlił, drugi ziewał, trzeci wyszukiwał wszy w swojej koszuli, inny fajkę zapalał, inny jeszcze ubierał się w zgałganione spodnie i czyścił je. Okropne fizyonomie tych ludzi; włosy na głowie do połowy od ucha do ucha wygolone; na przedniej wygolonej połowie głowy włos zaczął się puszczać, u innych już sterczał jak ściernisko, u niektórych jeszcze się nie pokazywał a na tej goliznie zdaleka widać było wędrujące stworzenia. Twarze zarosłe brudem, nie myte, opalone, wynędzniałe, wykrzywione niedolą, spodlone rozpustą, wychudzone przez głód — ani
Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 1.djvu/32
Ta strona została skorygowana.