Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 2.djvu/189

Ta strona została skorygowana.
XI.

Za Kamą mieliśmy bardzo przykrą i trudną podróż; żołnierze środkiem drogi prowadzili nas przez błoto sięgające za kolana, deszcz ze śniegiem padał cały dzień; ta podróż wyczerpała siły najmocniejszego aresztanta, wszyscy jesteśmy strudzeni i osłabieni, ubiór i ciało obryzgane, kajdany i łańcuchy zimne i obłocone; od znużenia nie miałem siły rzucić okiem na wielki budynek żelaznej huty, która stała tuż przy drodze. Przybyliśmy do Połudiennej, odległej od Dąbrowy 6 i ½ mil; mamy tu dniówkę. Aresztanci zepchnęli mię z tapczana, na którym zająłem miejsce; nie śmiałem się położyć na zaśmieconej i zabłoconej podłodze, na mokrem posłaniu i w mokrem odzieniu. Napróżno szukałem kącika, w którymbym mógł zawiesić i wysuszyć mokry płaszcz i koszulę, suszyłem je ciepłem mojego ciała. Plugastwo lęgnie się coraz bardziej i gnijemy w błocie, ciało puchnie, serce kamienieje, myśl niknie w takich niewygodach; kiedyż Bóg skończy moje męki?
Od Połudiennej do Perma liczą 50 wiorst, przebyliśmy je we dwa dni ciągnąc jeden drugiego po błocie i glinie. Nocleg wypadł nam w połowie drogi; około północy, gdy wszyscy już spali twardym snem, otworzyły się drzwi etapu i wszedł do numeru podoficer z łańcuchem i kłódką w ręku i wymieniając moje nazwisko zapytał, w którem miejscu śpię? starosta obudził mnie, wówczas podoficer kazał mi podać ręce do okucia. Zdziwiłem się bardzo takim rozkazem, bo w ogóle tych, którzy idą na osiedlenie lub do wojska, tylko