Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 2.djvu/209

Ta strona została skorygowana.

Taka jest historya pobożnego diaczka; podejrzywam jednak prawdę jego opowiadania, bo ktoś mi szepnął do ucha, że sąsiad miał zupełną racyę a diaczek rzeczywiście skradł konia, bo bez wiedzy i opowiedzenia się gospodarzowi wyprowadził go ze stajni.
Diaczek dzisiaj rozgadał się, co mu się rzadko zdarza, i opowiadał mi wiele zdarzeń i spraw, z których kilka wpisuję w moją podróż: «W sąsiedniej wsi niedaleko od nas w niżegorodzkiej gubernii, mieszkał sołtys (starszyna), człowiek bardzo poczciwy i poważny, cała wieś szanowała go i obdarzała zupełną ufnością. Pewnego razu przybył do wsi ziemski zasidatel; rozkazy jego były zawsze z groźbą połączone, mniemał on jak i większa liczba naszych czynowników, że surowością najłatwiej jest rządzić i zapewnić sobie bezwzględne posłuszeństwo, wszystkich więc podwładnych dla większej swojej powagi i pokazania władzy, chociaż nie było za co, bił i siekł rózgami. Rozkazał zasidatel sołtysowi drogę w kilka dni poprawić, lecz rozkaz jego trudno było wykonać, bo termin oznaczył zbyt krótki i w czasie żniw, kiedy wszyscy we wsi żną i zbierają z pola. Prosili więc gospodarze sołtysa, ażeby od pilnej roboty ich nie odrywał. Sołtys posłuchał słusznej ich prośby i od żniw ich nie odrywał, lecz zabrał kilkunastu ludzi bez żadnego zajęcia będących i z ich pomocą sam drogę poprawiał; robota szła powoli a tymczasem, jakem to mówił, przyjechał do wsi czynownik, a widząc drogę nie skończoną przywołał sołtysa, wykrzyczał go, groził i klnąc ustawicznie nie pozwolił sołtysowi jednego słowa na usprawiedliwienie powiedzieć. Przywołał potem gospodarzy i obnażywszy starca, za niewykonanie rozkazu kazał go smagać rózgami; gospodarze z żałością i bólem, bo kochali i szanowali sołtysa, wykonali rozkaz zasidatela. Czynownik widząc, iż słabo go biją, poszturchał ich i wypoliczkował za okazaną litość, i rozkazał surowiej i tężej uderzać; bili go więc porządnie, bili już z godzinę, okrwawiony starzec przestał już jęczyć a zasidatel jeszcze nie zadowolnił się; dali mu jeszcze ze sto rózg, gdy któryś z gospodarzy zauważył, iż sołtys wcale się nie porusza, i nie poruszył się już więcej, bo umarł pod rózgami. Za to zabójstwo sąd pozbawił zasidatela praw