dniarzami, nabywają wiele pojęć i obyczajów aresztanckich i poniosą nowy żywioł zepsucia do swoich wsi. —
Około 9. godziny odwiedził nas znowu pop w towarzystwie dwóch diaczków i miał nabożeństwo przed obrazem Matki Boskiej Smoleńskiej, patronki podróżnych, której pamiątkę dzisiaj (30. Sierpnia n. s.) kościół wschodni uroczyście święci. Ponieważ dzisiaj partya wychodzi z Niższegonowogrodu, więc pop polecał aresztantów patronce podróżnych. Piękne to nabożeństwo zepsute w końcu zostało pogańskiem upomnieniem się popa o zapłatę, — aresztanci oburzeni niechcieli zapłacić za błogosławieństwo i modły, aż wreszcie, żeby się go prędzej pozbyć, zrobili składkę i pół rubla ofiarowali popowi, którego nie wstydził się przyjąć.
Handlowanie obrządkami religii, jest jednym z najohydniejszych handlów; razi ono proste i szlachetne umysły i szkodzi religii, bo osłabia wiarę w świętość i prawdziwość jej przepisów i zmusza do lekceważenia obrządku. W kościele moskiewskim sprzedajność obrządków bardzo jest powszechna i zakorzeniona; za spowiedź płacą popowi sumę, jaką kto może — znałem jawnogrzesznice i zbrodniarzy, którzy szli do spowiedzi bez wewnętrznego usposobienia i skruchy, a gdy im z tego powodu robiłem uwagi: «zapłacimy za spowiedź więcej niż zwykle płaciliśmy i pop da nam rozgrzeszenie a za pokutę naznaczy tylko kilkanaście pokłonów» odpowiedzieli mi. Sprzedajność ta moskiewskich księży głównie przyczynia się do ciemnoty w wierze i niemoralności Moskali.
Po nabożeństwie wyprowadzili aresztantów przed więzienie; — obejrzeli kajdany na nogach, przykuli do łańcuchów, do której liczby i ja należałem, dalej porachowali nas i dali znak pochodu. Bęben uderzył, karabiny błysły w promieniach słońca, dwieście pięćdziesięciu aresztantów kajdanami zabrzęczało — i ruszył długi wąż parami idących ludzi, po drodze wysadzonej brzeziną. Z pod nóg gesty tuman kurzu wysoko się podniósł i zapowiedział mi trudną podróż, tłumiącą wszelkie uczucia, prócz uczuć niechęci i tęsknoty.
Niebo jasne, pogodne — kilka kłaczków białych obłoków, suwa się po bladym błękicie a słońce gorącemi promieniami strzela na nasze głowy; chroniąc się od nich, ko-
Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 2.djvu/23
Ta strona została przepisana.