Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 2.djvu/33

Ta strona została skorygowana.
II.

Dnia 13. sierpnia partya wyszła z Polan. Już drugi dzień jak na palcach u nóg porobiły mi się pęcherze i starłem nogi, pieszo więc iść dzisiaj nie mogłem, dla tego prosiłem oficera, ażeby mi pozwolił wsiąźć na podwodę. Oficer pozwolił.
Za partyą ciągnęły się wozy długim szeregiem, na których siedzieli kalecy, dzieci, starcy, lub ci, którzy mieli za co nająć podwody — za nimi znowuż szło kilka wozów zapełnionych workami aresztantów; mnie posadzili na workach. Ciągnąc się pomalutku miałem dosyć czasu przyjrzeć się spagórkowanej okolicy. Łąki jeszcze się zielenią, a pola coraz bardziej ogałacają się ze zboża; za pagórkami widać piaszczystą i ciemną dolinę Wołgi. Wsie gęsto rozsadzone, napełniają okolicę. Z pola, z domów wybiegają ku nam dzieci i kobiety z jałmużną. Obłoki bielutkie około południa pierzchły, a niebo zaciągnęło się chmurami; powietrze się ochłodziło, wiatr się zrywa i porusza gadatliwą osinę. Szum jej przypomina mi szum osiny, która rośnie nad grobem mojego ojca w Opatówku.
W spokojniejszej chwili życia siadywałem z siostrami nad drogą dla nas mogiłą; szmer osiny, co nad nami kołysała się, przenosił myśl moją w drugi tajemniczy świat — albo też pobudzał i pomagał fantazyi do kształtowania marzeń swoich, a marzyłem o czynnem dla ojczyzny życiu!! Jakże tęskno szmer jej przygrywał sercu, które się z uroczystością w świat wyrywało. Dzisiaj — syberyjski wygnaniec, inaczej słucham jej szmeru: szum jej nie pędzi umysłu